Przed Republikanami bardzo trudne zadanie: muszą rozwinąć istotne elementy doktryny Trumpa, odcinając się od niego jako człowieka. On stał się tak dużym obciążeniem, że nigdy już nie będzie spoiwem większościowej koalicji w Ameryce – twierdzi Robert W. Merry, publicysta, znawca amerykańskiej polityki.
Amerykański system władzy jest jak ogromna maszyna z niezliczoną ilością trybów i przekładni – raz puszczona w ruch nigdy nie ustaje. Tempo prac, negocjacji, rytm cykli wyborczych, przebieg debat i głosowań, lobbying i koterie – wszystko to opatrzone jest uświęconym decorum i swoistym rytuałem. I choć ostatnie cztery lata dokonały wielu wyłomów w tym monolicie, to trzyma się on solidnie. Czy jest w tym systemie jeszcze miejsca dla łamiącego tę rytmikę i konwenanse, odchodzącego wyraźnie w cień Donalda Trumpa?
Wykazaliśmy się wielką naiwnością. Weszliśmy do czyjegoś domu i zaczęliśmy się w nim bawić. Rysować rysunki, brać i przymierzać ubrania, jeść za darmo w jego kuchni, wymieniać się informacjami. Ale to nie był przecież nasz dom. Dopiero teraz to do nas dociera? – pytał Eryk Mistewicz w poranku rozgłośni katolickich „Siódma dziewiąta”.
Wygląda na to, że rok 2021 zapamiętamy jako ten, w którym udało się zahamować pandemię. Ale pokonanie koronawirusa nie oznacza spokoju. Narastają nastroje radykalne, politycy ciągle doskonalą narzędzie polityczne, którym jest polaryzacja. Wydarzenia w USA to zapowiedź zdarzeń, które będziemy obserwować coraz częściej – pisze Agaton KOZIŃSKI
To, jaki będzie ostateczny wynik naszej gospodarki w tym roku, zależy głównie od tego, w jaki sposób oraz jak długo będziemy musieli radzić sobie z pandemią. Nie wszyscy się z tym godzą, prawda jest jednak taka, że to, ile firm ucierpi, ile branż zostanie dotkniętych przez obostrzenia, które mają na celu przerwanie transmisji wirusa i wypłaszczenie krzywej zachorowań, będzie zależało od tego, jak zachowujemy się i jak zachowamy się w obliczu trwającej pandemii COVID-19 – pisze Jerzy Kwieciński
„Możemy się nie zgadzać, dyskutować, kłócić, wściekać, protestować, z braku pomysłów choćby bluzgać – wszystko, żeby się przekonywać, definiować różnice i w końcu przegrywać lub wygrywać w wyborach, ale kiedy usprawiedliwiacie barbarię, profanacje świątyń, pobicia i wezwania do przemocy, a wybory chcecie zastąpić rozruchami, to brzydko się bawicie. Dżin może nie wrócić do lampy” – pisze Dariusz Karłowicz.