Równo 20 lat temu, w gdańskiej Hali Olivia odbył się kongres założycielski Platformy Obywatelskiej. Grupa politycznych dysydentów z Unii Wolności z Donaldem Tuskiem na czele wsparta przez Macieja Płażyńskiego, byłego marszałka Sejmu z ramienia AWS oraz Andrzeja Olechowskiego, który rok wcześniej osiągnął świetny wynik w wyborach prezydenckich, zdecydowała się na powołanie nowego ugrupowania politycznego.
„Kiedy jednak tamtej wiosny w Gdańsku <trzej tenorzy> – Płażyński, Olechowski i Tusk – ogłosili, że tworzą anty-AWS-owski ruch obywateli pod nazwą <Platforma Obywatelska RP>, nie było bynajmniej oczywiste, że oto właśnie otwiera się nowy rozdział w politycznej historii Polski” – pisze Jan Rokita, jedna z najważniejszych osób w szeregach Platformy w pierwszych latach jej istnienia, dziś komentator polityczny.
„O Platformie mawiano wtedy, że jest to <propagandowa wydmuszka>, nie bez racji zwracając uwagę, że poza zręczną piarowską obudową (która w ówczesnej polityce była nowością) nowy ruch charakteryzuje pustka ideowej i politycznej treści. Istotnie, <trzej tenorzy> wylansowali wtedy po raz pierwszy w Polsce coś w rodzaju liberalnego populizmu, czyli płytkiej ideologii, w myśl której całość problemów państwa daje się zredukować do dwóch postulatów: walki z polityczną <klasą próżniaczą> (jak mawiał Tusk) oraz swoistej ustrojowej brzytwy Ockhama, tnącej instytucje i przepisy, by <uwolnić energię Polaków> (to z kolei slogan Olechowskiego)” – podkreśla Rokita.
„Już wkrótce bowiem płytki i li tylko propagandowy liberalny populizm młodej Platformy miał się okazać niezłym gruntem dla przekształcenia go w fundamentalną myśl państwową. Trzeba było tylko do tego odpowiednich warunków i politycznej koniunktury. Punktem zwrotnym okazała się oczywiście afera Rywina, a ściślej mówiąc, nie tyle sama afera, ile pewna odmiana społecznego klimatu, wywołana niemal powszechnie obserwowaną działalnością pierwszej komisji śledczej oraz wynikającym z tego spektakularnym upadkiem premiera Millera” – zaznacza publicysta, który w 2005 r. był kandydatem PO na premiera.
„Niejaką rolę w tej ówczesnej przemianie odegrali także przynajmniej co niektórzy liberalni intelektualiści: słynny stał się zwłaszcza swoisty manifest prof. Pawła Śpiewaka, dowodzący, że konieczny jest „moment inicjalny” Czwartej Rzeczypospolitej, bo Trzecia uległa kompromitacji. Tak czy owak w Platformie i poza nią zapanowało przekonanie, że na scenie politycznej uratować się teraz mogą tylko ci, którzy gorliwie podpiszą się pod mocną wersją programu naprawy państwa” – podkreśla Rokita.
Według Jana Rokity Platforma głęboką metamorfozę przeszła w 2007 r., gdy współtworzyła rząd po wygranej w wyborach parlamentarnych. „W Platformie niemal z dnia na dzień prysła cała gadanina o standardach, skończyło się moralne napięcie, wróciła normalność i wszyscy odetchnęli. Znów można było spokojnie zabrać się do wykańczania wrogiej frakcji, poszukać zięciowi lepszej posady w jakiejś agencji albo załatwić interes, który był do ubicia w okręgu wyborczym. W sumie był to bardzo ludzki odruch” – zaznacza dawny poseł Platformy.