Nieformalnie nasze stowarzyszenie zaczęło działać w 2005 r., zarejestrowane zostało rok później. Ideę, która od początku przyświecała naszym działaniom, zaczerpnęliśmy z fragmentu utworu Czesława Niemena „Lecz ludzi dobrej woli jest więcej i mocno wierzę w to, że ten świat nie zginie nigdy dzięki nim”.
Mój niepełnosprawny syn Kuba miał wtedy 6 lat i nie miałem co z nim zrobić w wakacje, bo przedszkole, do którego chodził w ciągu roku, było zamknięte, a żadne inne, które miało dyżur, nie chciało go przyjąć. Wcześniej wynajmowaliśmy opiekunki, ale mieliśmy z nimi różne doświadczenia. W ogóle pojawienie się Kuby z wszystkimi jego ułomnościami na świecie bardzo przewartościowało nasze życie. Pracowałem wtedy w dużych firmach, pełniłem kierownicze stanowiska, zdałem sobie jednak sprawę, że muszę wymyślić jakiś inny sposób na zarabianie, który pozwoli mi na swobodę sprawowania nad nim nadzoru.
Mieszkaliśmy wtedy w gminie Lesznowola. Zacząłem rozpytywać w okolicy i tak trafiłem do pani wójt. Wysłuchała mojego użalania się, zaprosiła dyrektora zajmującego się szkolnictwem i zleciła mu zorganizowanie wakacyjnej pomocy dla niepełnosprawnych. Tak zorganizowaliśmy pierwsze półkolonie. Zanim do tego jednak doszło, we wszystkich wsiach w gminie na zebraniach wiejskich opowiadałem o tym pomyśle i zachęcałem osoby, które miały dzieci z niepełnosprawnościami do skorzystania z tego. Zwykle jak to mówiłem, zapadała cisza, nikt się nie odzywał. Wtedy dziecko niepełnosprawne to był wstydliwy temat. Na zebraniu nikt się nic nie mówił, ale wieczorem odzywał się telefon.
Na pierwszych półkoloniach mieliśmy siedmioro dzieci, trwały dwa tygodnie, gmina zatrudniła dwóch opiekunów wychowawców, jedzenie dostawali ze stołówki zielonej szkoły. Pomysł się spodobał. Postanowiłem zrobić mu trochę promocji, zadzwoniłem do znajomych mediów, przyjechała nawet ekipa z warszawskiej telewizji. Po tym materiale telefony się rozdzwoniły, bo wielu ludzi z innych miejsc chciało się dowiedzieć, jak zrobić takie półkolonie. Można było tylko czekać do następnych wakacji, ale nie wytrzymałem i już w listopadzie zorganizowaliśmy pierwszą wycieczkę dla tych dzieci do pracowni ceramicznej do Garwolina. Potem zrobiliśmy zimowisko wyjazdowe w Sanoku i pojechało na nie 12 dzieci.
Tak to się powoli zaczęło rozkręcać. Włączyła się w to Fundacja Rozwoju Społeczeństw Obywatelskich i to Piotr Frączek zachęcił mnie do założenia stowarzyszenia. Wtedy w Polsce to była nowość. Wytłumaczono mi, że jak będziemy mieć osobowość prawną, to będziemy podmiotem, łatwiej będzie organizować coś i zdobywać fundusze. W marcu 2006 roku zorganizowałem zebranie założycielskie i przyszło dość osób, by założyć stowarzyszenie. Byliśmy jedną z pierwszych takich organizacji w gminie. Jako stowarzyszenie mogliśmy pisać o pieniądze do gminy, stawać do konkursów na organizowanie działań, dzwoniło dużo ludzi z innych gmin z pytaniami, jak to zrobić. To był mały sukces, ale dał nam impuls do kolejnych działań. Tak odbyła się pierwsza Tataspartakiada dla ojców i dzieci.
Z czasem nasze działania objęły pięć obszarów. Organizujemy systemy wsparcia podopiecznych na terapii i organizując obozy i zimowiska, wspieramy też pomocą psychologiczną rodziny z niepełnosprawnym dzieckiem. Kolejnym działaniem jest aktywizująca lokalną społeczność Tataspartakiada, impreza wzmacniająca rolę ojca w rodzinie z niepełnosprawnym dzieckiem. Wspieramy zaangażowanie społeczne poprzez wolontariat, uruchomiliśmy program resocjalizacji więźniów „Katharsis” oparty na współpracy osadzonych i niepełnosprawnych dzieci. Reprezentujemy interesy osób z niepełnosprawnością i lobbujemy na ich rzecz wszędzie, gdzie się da. Budujemy też Farmę Dobrej Woli.
Tak naprawdę działania stowarzyszenia, tak w skrócie, wynikają z bieżących potrzeb mojego syna i jemu podobnych. A to już jest dorosły chłopak, który ma starzejących się rodziców i potrzebne są rozwiązania systemowe, które zapewnią mu godne życie, kiedy nas zabraknie. To jest powód do niepokoju i strachu wszystkich rodziców, którzy mają głęboko upośledzone dzieci. Uważnie obserwuję wszystko, co ustawodawcy przygotowują dla tego środowiska i mam wiele uwag. Słyszę np. o podnoszeniu renty socjalnej a nikt nie pomyślał dotąd o stworzeniu systemu, który by odciążył rodziców od sprawowania permanentnej opieki, dał im wytchnąć. Słyszę o przeznaczaniu milionów i miliardów na niepełnosprawnych, a żadne systemowe rozwiązania z tego nie wynikają. Oczywiście można zrobić wycieczkę, koncert, spartakiadę, ale to tylko parę godzin. A co z latami ciągłej opieki 80-letnich rodziców nad 60-letnim dzieckiem? Dlatego chcę budować inteligentne domy dla niepełnosprawnych. Robię to nie dlatego, że mam taką potrzebę, ale doskonale wiem, że jak nie znajdę sposobu na zabezpieczenie mojego dziecka, kiedy mnie nie będzie, to nikt mnie nie zastąpi.
Farma Dobrej Woli ma być miejscem, gdzie osoby niepełnosprawne, którymi rodzice nie będą już z racji wieku mogli się opiekować, będą miały kompleksową opiekę. Znajduje się w Janowie między Warką, Górą Kalwarią i Grójcem, około 30 km od Warszawy. Mają tam powstać inteligentne domy wyposażone w nowoczesne technologie, które będą wspierać podopiecznych w codziennym życiu pod opieką specjalistów. Budynki mieszkalne uzupełnione będą o obiekty opieki zdrowotnej, miejsca do rekreacji, ogród a nawet gospodarstwo, gdzie mieszkańcy w miarę swoich możliwości będą mogli pracować.
Jacek Zalewski, założyciel Stowarzyszenia Dobra Wola
Więcej informacji o stowarzyszeniu i informacje, jak można wesprzeć budowę Farmy Dobrej Woli na stronie: https://dobrawola.org.pl