Prawo i Sprawiedliwość (nie Zjednoczona Prawica) kolejny raz zastosowało doskonale znany mechanizm wyznaczania granicy wprowadzania kontrowersyjnego prawa. Podatek od reklam jest kolejnym przykładem regulacji prawnych, które krzyżują się z interesami innych grup społecznych, którym nie jest po drodze z partią Jarosława Kaczyńskiego.
Odsuwając na bok rozważania czy projekt, który jest, jak to ujął rzecznik rządu w fazie „prekonsultacji” (bardzo „bezpieczne” określenie), skierowany w duże koncerny medialne (Google, Facebook, Amazon etc.), czy może w koncerny, które są właścicielami mediów, które nie sprzyjają PiS, warto zadać sobie po raz kolejny pytanie, czy Zjednoczona Prawica może stracić na tym politycznie i sondażowo? Odpowiedź brzmi: Nie.
Dlaczego? Można wymienić trzy zasadnicze tego powody:
Po pierwsze, pomysł PiS w żaden sposób nie dotyczy elektoratu Prawa i Sprawiedliwości. Tym samym propozycja, jak i ostra odpowiedź mediów i koncernów prywatnych (całkowite zawieszenie działalności na jeden dzień) nie zrobiło na tej grupie wrażenia. Co więcej, wątek dużych zysków mediów prywatnych, przy niewielkich (jak twierdzi PiS) nakładach podatkowych, jest jednym z wystarczających powodów, aby nie popierać idei rozwarstwienia finansowego różnych grup społecznych. Narracja o braku solidarności i dołożeniu środków pieniężnych dla Narodowego Funduszu Zdrowia (NFZ) tylko dopełnia przeświadczenie o niesprawiedliwości. Dla elektoratu PiS jest to powód, aby popierać PiS i paradoksalnie wzmacniać jego pozycję.
Podatek od reklam jest kolejnym przykładem regulacji prawnych, które krzyżują się z interesami innych grup społecznych, którym nie jest po drodze z partią Jarosława Kaczyńskiego.
Po drugie, międzynarodowa presja, która po raz kolejny wytworzyła się wokół tej sprawy, w odpowiedzi na propozycję PiS, również wpłynie na dalsze plany partii. PiS oczywiście na zewnątrz nie pokazuje, że z uwagą śledzi to, co mówią o ich pomysłach w Europie. Z nieoficjalnych rozmów wynika jednak, że reakcje światowe są również brane pod uwagę. Szczególnie zdania, które wypływają z Białego Domu są dodatkowo analizowane. Z tego powodu dojdzie do etapu powolnego wycofywania się z propozycji.
Po trzecie, wspomniany na początku mechanizm dał jasny sygnał PiS, że to nie czas na tego typu działanie. W obozie PiS również nieoficjalnie zwraca się uwagę, że nikt z przywódców nie brał pod uwagę tak solidarnej i dobitnej w działaniu reakcji mediów prywatnych. Niekorzystnie dla partii rządzącej powstała narracja o powrocie do najgorszych czasów, kiedy to można było korzystać z jednego medium kontrolowanego przez władzę.
Oczywiście można również wspomnieć o aspekcie proceduralnym. Potencjalna ustawa uchwalona przez Sejm bez wątpienia nie zostanie w takim samym kształcie uchwalona przez Senat, a powrót poprawionej do Sejmu przyniesie kolejne trudne rozmowy koalicyjne. Porozumienie Jarosława Gowina już wysłało jasny sygnał o zdaniu na temat pomysłu, który nie był z partią koalicyjną konsultowany. W obecnej sytuacji PiS nie jest na rękę kolejne „wojowanie” wewnętrzne ze swoim partnerem w koalicji.
Bartłomiej Machnik