Ograniczenia, które weszły w życie w poniedziałek, są łagodniejsze niż te, które Niemcy nałożyły w pierwszej fazie pandemii w marcu i kwietniu. Tym razem szkoły, przedszkola, niepotrzebne sklepy i fryzjerzy mają pozostać otwarte. Urzędnicy federalni zdecydowali w zeszłym tygodniu, że „blokada” jest konieczna w świetle gwałtownego wzrostu liczby przypadków, który skłonił wiele innych krajów europejskich do nałożenia mniej lub bardziej drastycznych ograniczeń.
Krajowe Centrum Kontroli Chorób zgłosiło w sobotę największą liczbę zakażeń w ciągu jednego dnia – 19059 – od początku pandemii. Niemcy zgłosiły ponad 100 nowych przypadków na 100 000 mieszkańców w ciągu ostatniego tygodnia. To mniej niż w wielu innych krajach europejskich, ale znacznie przekracza 50 punktów, które urzędnicy ustawili na początku tego roku jako sygnał alarmowy wymagający podjęcia działań przez władze lokalne.
Kanclerz Angela Merkel powiedziała w zeszłym tygodniu, że władze nie są obecnie w stanie wyśledzić źródła trzech czwartych infekcji.
Ograniczenia, które obowiązują od poniedziałku, zezwalają na przebywanie grupom maksymalnie 10 osób, z maksymalnie dwóch gospodarstw domowych, w miejscach publicznych. Niemcy zostali poproszeni o powstrzymanie się od podróży zbędnych, a hotele nie mogą przyjmować ludzi na wycieczki turystyczne.
Zapytany, czy ograniczenia mogą obowiązywać po listopadzie, Helge Braun, niemiecki polityk, działacz Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej, poseł do Bundestagu, od 2018 minister i szef Urzędu Kanclerza Federalnego odpowiedział: „Naszym deklarowanym celem jest zakończenie obowiązywania tych restrykcji pod koniec listopada (…). Chodzi również o umożliwienie firmom z Niemiec prowadzenia biznesu bożonarodzeniowego i rodzinnych obchodów Bożego Narodzenia dla nas wszystkich” – dodał. „Uważam, że to ważne… im surowsze środki, tym szybciej działają”.