Niedzwiecki NGO foto

NGO na wsi i w mieście – dwa światy, jedna misja

Podziel się
Twitter
Email
Drukuj
Trzeci sektor w małych miejscowościach to mieszanka intuicji, misji, zmęczenia i determinacji. Widzę jednak, jak rośnie świadomość, że siła jest w jedności, w zespołach i umiejętności współpracy ponad podziałami. O kondycji trzeciego sektora w Polsce pisze Robert Niedzwiecki, prezes stowarzyszenia Projekt Radomir.

Kiedy dziesięć lat temu wchodziłem w trzeci sektor, niewiele o nim wiedziałem. Dziś, z perspektywy czasu i doświadczenia, widzę, jak bardzo ten świat się zmienił i jak bardzo różni się życie organizacji pozarządowej w dużych miastach od tej naszej, lokalnej, „wiejsko-powiatowej” rzeczywistości. 

Działamy po godzinach, kosztem pracy i rodziny, często pod wpływem impulsu albo w odpowiedzi na potrzebę. Zbieramy się w kilka osób i robimy coś konkretnego, zazwyczaj bez zaplecza, czasem jako grupa nieformalna, czasem już jako organizacja. Wiele z tych działań ma swoje korzenie w dawnej wiejskiej tradycji, czyli w kółkach rolniczych czy w kołach gospodyń wiejskich. Działania dla społeczności lokalnej to nie jest przecież nowe zjawisko, tylko jego nowa, współczesna odsłona. Problemem w mniejszych środowiskach bywa jednak brak edukacji. Coraz bardziej widać, że zakładamy organizacje bez podstawowej wiedzy i zamiast się szkolić, kombinujemy i szukamy odpowiedzi na forach internetowych. 

Ja sam jestem absolwentem programu liderskiego Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności i to doświadczenie bardzo mnie ugruntowało, nauczyło, że warto skupić się na jednym kierunku. Z programu wziąłem, ile się dało, przede wszystkim świadomość, jak ważna jest różnorodność. Działania społeczne potrzebują ludzi o różnych kompetencjach i spojrzeniach. Kluczowe jest budowanie zespołów: dobranie ludzi, ich umiejętności, a potem dopiero zdobywanie sprzętu, narzędzi, edukacji. Dziś to także narzędzia cyfrowe i sztuczna inteligencja. Nie ma co się jej bać, trzeba tylko korzystać z głową, nie kopiować bezmyślnie. 

Widzę, że z roku na rok powstaje coraz więcej firm piszących projekty. To efekt tzw. „grantozy” – kiedyś każdy narzekał, że nie ma skąd wziąć pieniędzy, dziś problemem jest nadmiar projektów. Ludzie piszą wnioski, które przechodzą, ale często za dużo się dzieje i wszyscy są tym zmęczeni. Praktyka realizowania projektów jest taka, że one pędzą, bo ich terminy są nierealne: najpierw długo czeka się na decyzję, a potem w trzy miesiące trzeba wszystko zrobić. Sam widzę, że to nie działa najlepiej. 

Działam w rejonie Ostrołęki, a u nas niełatwo jest kogoś zachęcić do aktywności. Ludzie mają swoje gospodarstwa, obowiązki, a w gminach często nie ma osób, które znają temat organizacji pozarządowych. Kiedyś musiałem wręcz „siłowo” tłumaczyć, po co to wszystko się robi. Teraz to się zmienia, a samorządy zaczynają dostrzegać sens w tym, co robię. Widzieli moją systematyczność, to, że małymi krokami można dojść do konkretnych efektów. 

Coraz częściej zresztą samorządy powierzają zadania publiczne właśnie organizacjom pozarządowym, widząc, że potrafimy działać skuteczniej i taniej niż firmy komercyjne. To duża zmiana świadomości.

W małych środowiskach ludzie zaczynają rozumieć, że po wybudowaniu dróg, placów zabaw czy świetlic przychodzi czas na działania miękkie, takie, które dają tym miejscom życie. Bo ile można mieć betonu, jeśli nic się tam nie dzieje? W tych środowiskach pojawia się potrzeba integracji, kultury, relacji. Tak powstają inicjatywy, które łączą społeczność, jak poradniki dla społeczników, szkolenia, fora, współpraca między gminami. Mamy w regionie coraz więcej takich przykładów. Z dumą obserwuję, jak dojrzewa pokolenie ludzi, którzy uczą się współpracy.

Zawsze powtarzam, że lider to ktoś, kto ma wizję i misję, ale przede wszystkim odwagę i uważność. Trzeba widzieć ludzi, nie tylko projekt. Ja sam nauczyłem się patrzeć, słuchać, analizować potrzeby. Bo nie można działać w próżni – trzeba wiedzieć, czego ludzie naprawdę chcą. Lider musi też umieć korzystać z narzędzi, które są wokół, i cierpliwie przekonywać innych. 

Zmiana społeczna to proces, a cierpliwość to jedna z najważniejszych jej cech. Ja z natury jestem „czerwono-żółty” – działam szybko, zapalam się, popełniam błędy, ale wyciągam wnioski i poprawiam. Uczę się razem z ludźmi, z którymi pracuję.

Właśnie z takim zespołem przygotowujemy kolejne wydarzenia, m.in. 5. Forum Kół Gospodyń Wiejskich północno-wschodniego Mazowsza. To duża konferencja na ponad 120 osób, a mimo to organizuje ją garstka ludzi: pięć osób z różnych środowisk, ale z tym samym zaangażowaniem. I to działa, bo lider to nie tylko ten, który prowadzi, ale ten, który potrafi zebrać wokół siebie innych liderów.

Organizuję też Forum Przedsiębiorczości, czyli wydarzenie, które w założeniu miało być dla biznesu, ale stało się przestrzenią do rozmów o współpracy i wspólnych inicjatywach. W zeszłym roku miałem ekspertów „z górnej półki”, a ludzi przyszło mało. W tym roku było odwrotnie – sala była pełna, były  rozmowy i energia. Wydaje mi się, że ludzie chcą się spotykać i rozmawiać, nie tylko słuchać wykładów.

To, co dziś widzę i uważam, że może być problemem trzeciego sektora, to brak następców. Starych liderów jest coraz mniej, a młodych trudno zatrzymać na dłużej. Młodzi mają pasję, ale też obowiązki: rodzinę, pracę, kredyt. Nie zawsze mają przestrzeń na społeczne działania. Dlatego staram się im pomagać znaleźć własną drogę. Jeśli mają pomysł, to wspieram ich, żeby zrobili coś po swojemu, a potem możemy połączyć siły. 

Właśnie takie łączenie są przyszłością tego sektora. Teraz jest trochę tak, że każdy działa trochę po swojemu. Nie ma jednak wątpliwości, że siła jest w jedności. W moim regionie pojawia się coraz więcej osób, które potrafią koordynować działania i łączyć organizacje, by zadziały się fajne rzeczy. Np. koła gospodyń wiejskich w jednej gminie, które przestają rywalizować, zaczynają się uzupełniać. 

To nowa jakość, a myślę, że to kolejny etap rozwoju trzeciego sektora w Polsce. Po latach spontaniczności i rozproszenia czas na sieciowanie, federacje i współpracę. Tutaj, na miejscu myślimy o stworzeniu federacji subregionu ostrołęckiego, wiem, że podobne inicjatywy powstają także w Łomży, na Warmii i Mazurach. Uważam, że prawdziwa zmiana społeczna nie dzieje się w pojedynkę, ale wtedy, kiedy różni ludzie z różnych miejsc zaczynają działać razem.

Robert Niedzwiecki prezes stowarzyszenia Projekt Radomir

Materiał chroniony prawem autorskim – wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy.

Warto przeczytać