Irlandia Północna od ponad tygodnia zmaga się z walkami ulicznymi. Bunt związany jest z Brexitem i tzw. protokołem irlandzkim, który umożliwia Irlandii Północnej pozostanie na terytorium celnym Wielkiej Brytanii, a jednocześnie korzystanie z jednolitego rynku. Do tej pory poszkodowanych zostało blisko 50 funkcjonariuszy policji.
Od kilku dni pro-brytyjscy mieszkańcy Irlandii sieją zamęt na ulicach. Obok podpaleń samochodów i obrzucaniem koktajlami Mołotowa policjantów, w środowy wieczór pojawiło się również podpalenie autobusu w Belfaście. Podłożem konfliktu jest podział społeczeństwa na popierających przynależność Irlandii do Zjednoczonego Królestwa i republikanów chcących zjednoczenia Irlandii Północnej i Południowej.
Bezpośrednią przyczyną wybuchu zamieszek była decyzja o niepostawieniu zarzutów uczestnikom (w tym 24 politykom republikańskiej partii Sinn Fein) pogrzebu bojownika Irlandzkiej Armii Republikańskiej. Zarzuty miały opierać się na nieprzestrzeganiu obostrzeń związanych z pandemią. Lojaliści uznali to wydarzenie za faworyzowanie przeciwników politycznych. Wywołało to oburzenie i jest bezpośrednią przyczyną buntu. Kwestią sporną dodatkowo stał się Brexit. Tak zwany Protokół Irlandzki pozwolił na swobodne przekraczanie granicy między Irlandią, a Irlandią Północną, co wymusiło wprowadzenie granicy celnej między Irlandią Północną a resztą Wielkiej Brytanii. To również wywołuje niepokój u lojalistów, ponieważ przybliża do zjednoczenia Zielonej Wyspy. Rząd Irlandii Północnej, w którego skład wchodzą dwie największe partie, jest zaniepokojony zamieszkami, w których biorą udział przede wszystkim młodzi obywatele. Dlatego też organizuje specjalne obrady poświęcone konfliktowi.
oprac.: KR