Amerykański system władzy jest jak ogromna maszyna z niezliczoną ilością trybów i przekładni – raz puszczona w ruch nigdy nie ustaje. Tempo prac, negocjacji, rytm cykli wyborczych, przebieg debat i głosowań, lobbying i koterie – wszystko to opatrzone jest uświęconym decorum i swoistym rytuałem. I choć ostatnie cztery lata dokonały wielu wyłomów w tym monolicie, to trzyma się on solidnie. Czy jest w tym systemie jeszcze miejsca dla łamiącego tę rytmikę i konwenanse, odchodzącego wyraźnie w cień Donalda Trumpa?
Kongres potwierdził, że demokrata Joe Biden został zwycięzcą wyborów prezydenckich wcześnie w czwartek po tym, jak tłum demonstrantów lojalnych wobec prezydenta Donalda Trumpa zaatakował w środę Kapitol Stanów Zjednoczonych. Przed świtem w czwartek ustawodawcy zakończyli pracę, potwierdzając, że Biden wygrał wybory. Wiceprezydent Mike Pence, przewodniczący wspólnej sesji, ogłosił wynik 306-232.