Członkowie jednej z rdzennych społeczności Ekwadoru uciekli do lasów deszczowych, aby schronić się w obawie przed siłowym rozwiązaniem, zapowiedzianym przez ekwadorską władzę, gdy na terytorium Indian pojawią się zakażenia koronawirusem.
W grupie rdzennych mieszkańców, złożonej z około 740 osób, zanotowało dotąd 15 potwierdzoncyh przypadków zachorowań a dwóch starszych przywódców zmarło w ciągu ostatnich dwóch tygodni po stwierdzeniu objawów COVID-19.
Duża liczba Siekopai wykazała objawy, ale po tym, jak szukali pomocy w rządowym ośrodku zdrowia w pobliskim mieście Tarapoa, lekarze uznali, że chorzy mają „paskudną grypę” – co opinii publicznej zrelacjonował przywódca społeczności, Justino Piaguaje na wideo-spotkaniu, które odbyło się w poniedziałek 4 maja [LINK].
Kiedy w zeszłym miesiącu zmarli pierwsi starsi, przywódcy Siekopai wezwali rząd Ekwadoru, by odgrodził społeczność i przetestował wszystkich mieszkańców rezerwatu, ale nie prośba ta nie spotkała się z reakcją władz. – Jest nas zaledwie 700. W przeszłości byliśmy ofiarami tego rodzaju chorób i dziś nie chcemy, aby historia się powtarzała – mówił na spotkaniu Piaguaje. – Nie chcemy, aby nasi ludzie mówili, że było nas 700, a teraz jest ich 100. Jakiż to skandal, gdyby rząd Ekwadoru zostawił nam taką smutną historię w XXI wieku.